Młoda kobieta ubrana
w białą luźną piżamową sukienkę stała patrząc przez wielkie okno w swojej
rezydencji. Była bezchmurna noc. Wszystko można było zobaczyć, ponieważ księżyc
był w pełni i świecił równie mocno co słońce. Widziała dokładnie swój ogród.
Dokładny zarys wszystkich krzewów i kwiatów, o które tak dbała. Kochała to
robić. Sprawiać aby rzeczy wokół niej robił się piękniejsze, bo wtedy to
sprawiało że jej życie ma sens.
Wokół niej rozlegał
się dźwięk palonego drzewa. To właśnie ognisko sprawiało że w tym pokoju było
tak błogo. Dawno się tak nie czuła, zawsze wokół coś się działo. Zawsze było
pełno spraw wokół niej, a ostatnimi czasy większość z nich ją przytłaczała,
dlatego też nie mogła spać w nocy. Najczęściej na swoją bezsenność podziwiała
noc. Nie rozumiała ludzi którzy zachwycają się jedynie pięknem dnia. Noc była
znacznie bardziej interesująca, ale trzeba było umieć w nią patrzeć. Odkryć jej
tajemnice.
- Kochanie- głos
mężczyzny wyrwał ją z rozmyślań.- czemu nie śpisz? Jest już późno, a ty musisz
dużo odpoczywać.- Kobieta odwróciła się w stronę mężczyzny.
Był to wysoki,
postawny, przystojny blondyn. Miał ubrane tylko luźne spodnie od piżamy, dzięki
czemu widoczny był jego umięśniony tors. W jego czarnych oczach widać było
widać troskę, którą zawsze ją otaczał. W jego ramionach czuła się naprawdę bezpieczna.
Wierzyła że z nim mogła by podbić cały świat i nikt by jej nie skrzywdził, bo
on był jej rycerzem.
Podeszła do niego
przytulając się.
- Nie mogę spać, cały
czas śnią mi się koszmary- uśmiechnęła się do niego, a on to odwzajemnił.
Dzięki temu uśmiechowi mógłby mieć każdą dziewczynę. Wziął ją za rękę i po
prowadził do olbrzymiej kanapy.
Pierwsze on usiadł,
ale tylko po to aby ona mogła się położyć na nim. I tak siedzieli tylko oni we
dwoje przytuleni do siebie, wpatrując się w ogień. Dla niej ten moment mógł
trwać wiecznie. Jej rycerz i ona.
- Wiesz że daje mi
nieźle popalić- powiedziała kobieta przerywając ciszę. Mówiąc to wskazała na
swój olbrzymi brzuch.- Jak nic będzie to chłopak
- Ja będę szczęśliwy
nawet jeśli będzie to dziewczynka- pocałował kobietę w czubek głowy.
- Bo co? Już masz
pomysł na imię?- zaśmiała się.
- Wpadłem na nie
wczoraj. A ty już też coś wymyśliłaś?
-Yhym- pokiwała
głową. Mężczyzna głaskał jej długie rude loki.
- Będzie piękna, bo
będzie podobna do ciebie. Będzie mieć piękne szafirowe oczy, alabastrową skórę,
delikatną niczym jedwab, ale nie może być ruda.
- A to niby czemu?-
kobieta popatrzyła na mężczyznę z wyraźnym zarzutem.
- Bo nikt nie będzie
chciał się z nią bawić- blondyn zaczął się śmiać, w ramach czego dziewczyna walnęła
go łokciem w żebra- Auu... wiesz że żartowałem. Jak będzie jak ty to będzie
ideałem, i każdy chłopak będzie za nią się oglądał, a mnie wszyscy wezmą mnie
za największego zbrodniarza w Świecie Cieni, bo nikt nie będzie jej godzien,
tak samo jak ja ciebie nie jestem.
- Teraz już lepiej-
pocałowała go w policzek.
W salonie siedział
młody brunet, ubrany w czerń. Co muszę stwierdzić pasował mu ten kolor,
wyglądał w nim bardziej męsko. Pamiętała go jako drobnego chuderlaka w
okularach skulonego w kącie celi, a teraz siedział wygodnie oparty, dzięki
czemu widziała że nabrał mięśni, no i oczywiście nie miał okularów. Była z
niego niezła dupa.
- Simon- chłopak, jak
tylko usłyszał zareagował. Podszedł do mnie się przytulić. Wyczułam w nim
zapach spalenizny, co oznaczało tylko jedno- jesteś wampirem.
- Też miło cię
widzieć- teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Oczywiście urosły mu
nieznacznie kły, które wydłużały się podczas ataku na ofiarę. Był bledszy niż
normalny człowiek. Ale nadal był to Simon, mój pierwszy worek treningowy i mój
pierwszy przyjaciel.- Nawet stęskniłem się za tobą.
- Co ty nie
powiesz...- uśmiechnęłam się do niego- bo ja za tobą też. A gdzie Maia? Żyje?
- Żyje i ma się
dobrze
- Będziecie tak stać,
i mnie ignorować?!- odezwał się Magnus. Oczywiście czarownik świecił się od
brokatu. Był ubrany w czarne spodnie, czerwoną bluzkę w serek i długi fioletowy
sweter, posypany brokatem. Ja nie miałam słów do tego człowieka i jego stylu,
normalnie ręce cycki opadały na jego widok.
Wraz z Simonem weszliśmy
do salonu. Usiadłam na wygodnej kanapie koło czarownika, a wampir zajął swoje
wcześniejsze miejsce. Być może udało mi się uniknąć kazania na temat późnych
powrotów i nie dawania znaków życia.
- Może gdzieś wam
przerwałam?- zapytałam patrząc na nich obu.
- Nie za bardzo-
odpowiedział czarownik, popijając lampkę wina, wampir również pił czerwony
wino, chyba wino.- Simon opowiadał mi co się działo z nimi jak uciekli.
Była to zima, pamiętam jak było dużo śniegu i jak duży był w
tamten dzień mróz, bo musiałam wtedy przebiec na koniec lasu i z powrotem.
Pamiętam że wtedy pogoda sprawiała mi dodatkowy wysiłek. Sypał śnieg i było
mroźno.
Jak tylko wróciłam, zaprowadzono mnie do sali treningowej nie tyle
co zaprowadzono co wrzucono mnie tam. W sali zauważyłam dwójkę zupełnie obcych
mi dzieci- dziewczynę i chłopaka.
Dziewczynka miała czekoladową skórę i burzę loków na głowie, zaś chłopiec
wyglądał na typowego kujona. Z nosa zsuwały mu się okulary, których nie mógł
poprawić bo kajdanki mu na to nie pozwalały.
Na ich twarzach malowało się przerażenie i nie dziwiłam się im
wcale. Byli w zupełnie obcym miejscu, otoczeni uzbrojonymi ludźmi. Sama na ich
miejscu byłam bym przerażona.
- Clarisso- podszedł do mnie Dallas, oczywiście ubrany w strój
bojowy z pełnym wyposażeniem- przedstawiam ci potencjalnego wilkołaka i
wampira, plugastwo, z którego nasza rasa musi oczyścić ten świat.- w jego
głosie pobrzmiewała nienawiść jak gdyby wymawiał najgorsze przekleństwa na
świecie- Będą ci oni towarzyszyli podczas twoich treningów, przygotowujących
cię do twojego pierwszego zadania.
I tak, o to w ten sposób Dallas kazał mi używać tej dwójki jako
worków treningowych. Miałam na nich ćwiczyć ciosy rzuty sztyletami, strzelanie
z łuku do poruszającego się celu itd. Spytacie się czemu się temu nie
przeciwstawiłam? Nie podobało mi się to, ale bardziej bałam się Dallasa niż
własnych wyrzutów sumienia, które i tak nie dawały mi spokoju. Dlatego zawsze
wykradałam się w nocy do nich i przynosiłam im jedzenie, na początku mi nie
ufali, ale zdobyli się na to, gdy przeciwstawiłam się mojemu trenerowi że nie
będę na nich trenować.
Wówczas Maia pierwszy raz straciła przytomność. Dallasowi się to
nie spodobało, co w sposób jednoznacznie pokazał, gdyż skończyłam z połamaną
nogą, ręką trzema żebrami, podziurawionym brzuchem i krwiakiem na mózgu, tak
mnie zdiagnozował ówczesny czarownik "wywiązujący się z umowy"-
Ragnor Fell.
Simon i Maia zauważyli że można mi zaufać, z czasem się
zaprzyjaźniliśmy.
Z biegiem czasu Dallas zaczął na nich eksperymentować. Nocami
budziły mnie ich krzyki. Raz nawet się zakradłam, żeby zobaczyć co się tam
dzieje. Tej decyzji żałuje po dziś dzień. Maia i Simon byli w dość nieciekawym
stanie, a Dallas wstrzykiwał mi dziwnie kolorowe zastrzyki. Po jednym z nich
oczy Simona zaszyły czernią a z ust zaczęła się wydobywać para, zaś na ciele
Maii pojawiła się dziwna wysypka. Ogromne pęcherze, które dla zabawy przebijał
Dallas, a z nich wylewała się krew. Po tamtym dniu postanowiłam że pomogę im
uciec.
Długo po tamtym wydarzeniu nie miałam z nimi treningów. Może po
miesiącu pozwolili im wyjść. Miałam wówczas trenować na nich
rzuty chakramem. Oczywiście starałam się pudłować, za co zostałam solidnie
ukarana, przez wypalenie nie stelą, ale rozgrzanym metalem Runy Celności na
brzuchu. Do tej
pory noszę tą bliznę. Niestety trafiłam
Simona w nogę, tak że nie mógł chodzić. Po treningu poszłam
za karę miałam go zanieść do celi. Maia nie była aż tak w złym stanie, więc
mogła się poruszać o własnych siłach.
Jak byliśmy w piwnicy, zaatakowałam strażników, było ich tylko
dwóch na moje szczęście. Wtedy byli tak zaskoczeni że nim się zorientowali co
się dziele już nie żyli. Wówczas Ragnor wyszedł z jednej celi i otworzył
portal. Wszystko działo się wówczas bardzo szybko, ale starałam się to robić
jak najciszej, ale wiecie powalenie dwóch mężczyzn nie może być ciche.
- Miło było was poznać- uśmiechnęłam się do Maii- zabierz go w
bezpieczne miejsce.
- To ty nie idziesz z nami?- pociągnęła mnie za rękę w stronę
portalu.
- Jak pójdę to was znajdzie, mi nic nie zrobi- uśmiechnęłam się,
ani ja, ani ona nie wierzyłyśmy w to kłamstwo- uciekajcie.
Maia mimo że trudno było się jej z tym pogodzić przeszła portalem
za którym czekał kolejny, aby utrudnić ich lokalizację. Był to ostatni raz
kiedy widziałam ich. Był to widok dwunastoletniej poranionej dziewczynki, dźwigającej praktycznie zwłoki chłopca.
Ragnor, za to że mi pomógł został zabity na moich oczach, przez
obdarcie ze skóry i nabicie na pal. Mnie strącono do celi, gdzie według Dallasa
miała zgnić. Do tej samej celi w której wcześniej trzymani.
-Skoro zadajesz się z plugastwem, jesteś sama ich warta- po tych
słowach splunął na mnie i zatrzasnął drzwi do celi.
Zaczął mnie od tamtego momentu traktować jak zwierzę. Dalej mnie
trenowano, dalej wysyłano mnie na misje, ale nie spałam już w pokoju ale w
celi. Stałam się zastępstwem i to na mnie eksperymentowano i sprawdzano granice
ludzkiej wytrzymałości.
- No to co się z wami
działo?- wróciłam myślami do rzeczywistości. Otrząsając się od nie miłych
wspomnień, nigdy im nie powiedziałam o tym co się ze mną działo.
- Dotarliśmy do
Nowego Jorku, tam pomogli Maii dokończyć przemianę, długo jej to zeszło około
roku, ale ponoć bardzo źle to przechodziła- dodał ze smutkiem Simon,
zapomniałam że on był bardzo wylewny i gadatliwy. Był w posiadłości najbardziej
rozgadaną osobą, co mnie zawsze dziwiło jak można tyle gadać.- U mnie
"żądza krwi"- tu zrobił gest palcami- odezwała się niedawno, więc
poprosiłem Maię aby zrobiła to co musiała. Jednak nie dała rady i poprosiła
swojego chłopaka żeby to zrobił, oczywiście przy pomocy zaprzyjaźnionego
wampira.
- A czemu jej tutaj
nie ma?- zapytał ich Magnus. Oni się znali z czarownikiem tylko dlatego że był
on naszym pośrednikiem, dzięki któremu utrzymywaliśmy kontakt. Wiedział co miał
mówić im, a czego nie. Ufałam mu że nic im nie powiedział.
- Wpadła- skwitował
krótko. Zapomniałam jak on jest bezpośredni.
- Że niby k*rwa co?-
szok.
- No zaszła w ciąże i
teraz planuje ślub.- dziewczyna była przecież z mojego wieku.- Dlatego też tu
jestem, nie chciała wychodzić z ukrycia przyjeżdżając tutaj i narażając się na
spotkanie sama wiesz z kim. Boi się o dziecko, wysłała więc mnie. To dla was-
wyciągnął dwie białe koperty, na jednej złotymi ozdobnymi literami pisało
Magnus Bane, na drugiej tylko Clary, pamiętała że nienawidzę jak używa się
mojego pełnego imienia, po prostu miałam z nim złe skojarzenia. Zajrzałam do
środka. Oczywiście jakże by inaczej Maia zapraszała mnie z osobą towarzyszącą.
- Powiem szczerze
tego się nie spodziewałam- spojrzałam na Magnusa, który był w takim samym szoku
jak ja, który kiwnął głową na znak że się zgadza.
- Która jest
godzina?- Simon popatrzył na zegarek stojący na kominku- Późno już, muszę
spadać.
Nim się obejrzałam
jego już nie było, oczywiście szybkość wampirów. Został po nim tylko zapach
spalenizny.
- Za dużo wrażeń jak
na jeden dzień- naprawdę dopiero poczułam się zmęczona, szkoła przesłuchanie i
wizyta, może to nic, ale nie byłam przyzwyczajona do tak długiego kontaktu z
obcymi ludźmi- idę spać
- Nie myśl sobie-
odezwał się Magnus.- że jak dziś przymknąłem na to oko, to cały czas będę, żeby
było to mi ostatni raz.- podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło, czysto
rodzicielskim geście.- Ja muszę dziś wyjść, nie wiem o której wrócę.
Kiedy ubierał swoje
topowe czerwone kozaki, oparłam się o framugę drzwi i przyglądałam mu się, do
momentu aż na mnie popatrzył.
- Bo się umówiłem-
powiedział na odczepnego, ale wiedział że nie odpuściłabym gdyby mi nie
powiedział.-Dobra... Pasuje ?
- Magnus- starałam
się być poważną, w taki sposób że się dziwnie na mnie popatrzył- Pamiętaj o
jednym. To jest naprawdę ważna rzecz- przyglądał mi się coraz bardziej
zaciekawiony, z lekką nutką zaniepokojenia- Pamiętaj żeby się zabezpieczyć- i w
tym momencie wybuchłam śmiechem widząc jego minę, była bezcenna.
- Powiem krótko,
jesteś nie możliwa- powiedział to śmiejąc się razem ze mną, kiedy już był w
drzwiach krzyknął tylko- Postaram się wrócić jak najpóźniej.
I zniknął wtapiając
się czarną noc, chociaż jego buty było widać z daleka.
Szkoda że poszedł, przydałby
mi się, gdyż musiałam dać upust moim emocjom, a najlepszym sposobem była by
walka. Magnus otworzyłby mi bramę i mogłabym się przenieść gdzieś gdzie bym
znalazła demony. Ale on też musiał mieć czas dla siebie, niech się chłopak
wyszaleje.
Zrezygnowana poszłam
w stronę kuchni, nie jadłam nic od śniadania. Kochany Magnus pomyślał o mnie i
zostawił mi pizzę. Wsadziłam ją do mikrofali, było cicho, podobnie jak w celi,
aby wyzbyć się przykrych wspomnień włączyłam wierzę z muzyką. To był chyba
pierwszy moment kiedy byłam sama, nie wiedziałam jak mam się cieszyć z tego
powodu. Uczciłam to tym że po kolacji, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
Spałam tak twardo że nie słyszałam jak czarownik wrócił do domu.
Oczywiście na
pierwszy prawdziwy dzień w szkole musiałam zaspać, więc całe to przygotowanie
musiało obyć się w ekspresowym tempie. Dość szybko umyłam się i poczesałam
włosy, ale jednak nie obyło się bez komplikacji, gdyż Magnus zamienił moje
ciuchy. O nie, nie dam się tak łatwo. Wparowałam
do jego pokoju. Oczywiście wszędzie porozwalane ciuchy, a z zapachu wywnioskowałam
że nieźle pomalował ostatniej nocy. Tym
lepiej będzie bardziej cierpiał.
- Magnus!- krzyknęłam
na tyle głośno, że się obudził. Bardziej skoczył jak poparzony, ale jak
spojrzał że to ja położył się dalej - Gdzie są moje ciuchy?
- Słoneczko- mówił to
przewracając się na drugi bok- nie martw się w tym będziesz wyglądać pięknie.- wkurzyłam się. Wyszłam z pokoju, tylko po to aby wrócić ze szklaną zimniej wody
i go oblać. Oczywiście wstał równie szybko, co osoba która z nim spała. Nie
zauważyłam tego chłopaka wcześniej.
Był to przystojny
brunet o oczach koloru bezchmurnego nieba. Wyglądał na nie wiele starszego ode
mnie. Na jego ciele widniały Runy, zatem Nocny Łowca.
- Przepraszam-
powiedziałam grzecznie do bruneta, w którym rozpoznałam Aleca, syna Roberta. Wyglądał
na nieźle niezorientowanego, w ogóle nie wiedział co się wokół niego dzieje-
Magnus a ty oddawaj mi moje ciuchy- zwróciłam się do czarownika. Ten spojrzał
na mnie i pstryknął palcami.
- Pasuje?- zapytał,
spojrzałam na siebie. Byłam w czarnych rurkach i zielonej koszuli flanelowej,
do tego miałam czarne glany, w których mogłam spokojnie walczyć.- Idealny strój
dla ciebie.
- Ja mówiłam ci żebyś
oddał mi ciuch a nie mnie ubierał- Alec był trochę zmieszany naszą sprzeczką-
Nie mam czasu na przedrzeźnianie się z tobą i tak jestem spóźniona.- jeszcze
raz pstryknął palcami a na mojej ręce pojawił się zegarek i bransoleta z
szpikulcami. Zdjęłam ją i rzuciłam w niego. Zegarek się przyda, ale w takim
dziadostwie nie będę chodzić- jak wrócę moje ciuch mają być na swoim miejscu,
zrozumiano?
- A która jest
godzina?- odezwał się Alec, rozglądając się za jakimś zegarkiem.
- Ósma piętnaście.- wypadł
z łóżka i zaczął nerwowo poszukiwać swoich ciuchów, nie wyglądał za dobrze
musiał balować z Magnusem. Biedactwo.- Magnus przypilnuj go- on wiedział o co
chodzi.- Ja idę robić śniadanie.
Zeszłam na dół do
kuchni i zaczęłam robić kanapki. Popatrzyłam na zegarek i tak nie zdążyłabym na
pierwszą lekcje, więc po prostu ją sobie odpuściłam. Po chwili do kuchni wpadł
Alec, widać było że pił w nocy. Podkrążone i mętne oczy lekko zielonkawa skór.
- Jeszcze raz
przepraszam za pobudkę, ale rozumiesz musiałam.
- Nie, no spoko-
chłopak się do mnie uśmiechnął, miał zniewalający uśmiech, już wiem dlaczego aż
tak się spodobał Magnusowi.- Masz może coś od bólu głowy? Za dużo wczoraj
wypiliśmy.
- Już je dla ciebie
przygotowałam,- uśmiechnęłam się podając mu talerzyk z pigułkami i szklankę
wody- a raczej dla Magnusa, zazwyczaj go boli głowa po piciu, a w pokoju było
czuć że pobalowaliście.- podałam mu zrobione kanapki i mocną kawę. Ja jadłam
swoje i w między czasie szykowałam drugie śniadanie.
- Długo spotykacie
się z Magnusem?- zagadałam, chłopak słysząc to pytanie zaczerwienił się- Nie
masz się czego wstydzić.- przeglądnęłam mu się bliżej, widać było po nim że
jest mu trudno w sytuacji w której się znalazł.- Ale ty nikomu ze swoich
bliskich nie powiedziałeś- to bardziej było stwierdzenie niż pytanie
- Oni nie zrozumieją-
popatrzył na mnie, szukając we mnie jak gdyby zrozumienia- Nawet nie wiem jak
im wytłumaczę dlaczego nie wróciłem na noc.
- Powiesz że byłeś ze
mną,- zrobiło mi się go naprawdę szkoda, nie miałam nikogo po za Magnusem, ale
mówiłam mu wszystko tak samo jak on mi- zrobię wszystko aby Magnus był
szczęśliwy, a skoro ty masz być jego szczęściem to z chęcią ci pomogę.
- Nigdy bym się tego
po tobie nie spodziewał- odezwał się głos dochodzący z korytarza, po chwili w
drzwiach pojawił się Magnus ubrany w swój złoto czerwony szlafrok i białe
bokserki. Podszedł i pocałował Aleca w policzek, ładna była z nich para.
Chłopak po tym geście się uśmiechnął.- żebyś mu aż tak zaufała?
- Skoro jego rodzice
są aż tak konserwatywni, Alec będzie przychodził do ciebie pod pretekstem
spotkania się ze mną, kiedy ja będę na polowaniu.
- Polowaniu?- zdziwił
się Alec- przecież nam nie wolno opuszczać Idrysu.
- Nie można, ale jak
się zna czarownika,- popatrzyłam na nich- na prawdę nie chcecie mieć całego
domu tylko dla siebie? Same korzyści.
- Dobra- chwilę
zajęło zanim się on zgodził- ale jak się dasz złapać sama wiesz komu ja cię
stamtąd nie wyciągnę.- wiedziałam że on mnie nigdy nie zostawiłby mnie na
lodzie.
- To umowa stoi-
dałam Alecowi zapakowaną w folię kanapkę, a raczej wcisnęłam i pociągnęłam go w
stronę drzwi- my musimy już iść. - jak z brunetem byliśmy już przy drzwiach
frontowych krzyknęłam- tylko posprzątaj po śniadaniu.- i wyszliśmy.
Dzień był piękny
błękitne niebo, prawie bezchmurne. Słońce świecące wysoko odbijało się od
szklanych wierzy, powietrze było przyjemne. Ogólnie cud miód i malina, dla
takich dni chciało się człowiekowi żyć. Rozmawialiśmy z Alec'iem całą drogę,
głównie na temat Magnusa, cieszyłam się z tego ze nie jest to tylko przelotne
uczucie, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Wiedziałam że czarownik się z
kimś spotyka, można a to było wywnioskować po jego zachowaniu. Był weselszy,
chętniej mi pomagał. Nic nie mówił, to nie naciskałam. Dzięki tej rozmowie
droga do szkoły mięła mam dosyć szybko, więc od razu po wejściu udaliśmy się do
wywieszonych list z przedziałami
Okazało się że
trafiłam do klasy, z osobami o rok ode mnie starszymi. Co do treningów
dołączono mnie do Lightwoodów i innych osób z wielkich rodów, to pewnie sprawka
Inkwizytorki. No i właśnie druga lekcja to był ośmiogodzinny trening, po którym
mogłam wrócić do domu. Jedna lekcja i trening mnie pasuje taki układ. U Dallasa
na sen zostawało mi około pięciu godzin snu, bo jak nie treningi i misje, to
nauka i tortury.
Każdy z nas miał
własną szafkę a w niej wszystkie niezbędne rzeczy, stroje do treningów,
książki. Klucze odbierało się w recepcji po okazaniu specjalnych dokumentów,
które dostaliśmy dzień wcześniej. Z Alec'iem mieliśmy nie daleko szafki, wiec
wyjąwszy stój skierowaliśmy się do szatni.
Było to duże
pomieszczenie podzielone na segmenty, w każdym z nich znajdowały się ławki i
wieszaki. Poszłam do najbardziej oddalonego. Byłam tam sama zaczęłam się
przebierać. Z przyzwyczajenia odwróciłam się w stronę ściany kiedy zaczęła
ściągać koszule, więc nie widziałam czy ktoś wchodził. Ściągnęłam górną część
garderoby, ktoś mnie podciął, tak że upadłam na ziemie. Powoli zaczęłam podniecić się ziemi, żeby zaatakować kopniakiem w tył, ale musiałam być
odpowiednio do tego ustawiona, gdy ktoś pociągnął mnie za włosy, ta że postawił
mnie na równe nogi. Zostałam pchnięta na ścianę. Jedna osoba na świecie potrafiła
mnie tak szybko powalić, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam ją. Mój najgorszy
koszmar.
Anne Crystallwood
przez większość czasu była moim trenerem u Dallasa, ale rok temu słuch o niej
zaginął. Dallas nic nie mówił i sama o to nie pytałam, nie chciałam wiedzieć.
Ona nauczyła mnie wszystkiego, każdy mój ruch był wynikiem jej nauki jej
mozolnej pracy nade mną. Nie miałam z nią dobrych wspomnień, ale dzięki dużo
jej zawdzięczałam. Przez ten rok nikt ze mną nie trenował, bo miałam cały czas
misje i zadania
Anne była piękną
wysoką młodą kobietą, miała około trzydziestu lat. Poruszała się z wdziękiem
baletnicy, ciszej niż Cisi Bracia niczym wiatr. Mimo swojej drobnej postury,
mogła by pokonać olbrzyma. Jej ojciec o to zadbał. Blackthorn zawsze marzył o
synu, ale niestety przy porodzie córki zmarła jego żona. On nie chcąc zmarnować
poświęcenia swojej ukochanej, wysyłał córkę, w różne strony świata aby poznała
tajniki walki. Jej ambicje nigdy nie pozwalał być jej tą drugą tak więc w ciągu
25 lat nauczyła się do perfekcji wszystkich sztuk walki, łącząc je stworzyła
jak to ona określała tą doskonałą, którą nauczała mnie, gdyż sama dzieci nie
mogła mieć, o czym się dowiedziałam przez przypadek. Później wyszła za mą za
Dallasa, i tworzyli dość dziwną parę, bo ona w ciągu paru sekund mogła mu
skopać dupę.
- Zaskoczona?-
powiedziała przykładając mi ostrze do gardła- Nie pozwolę Clave zmarnować to na
co pracowaliśmy przez tyle lat i ty tego także nie zaprzepaścisz. Piśnij choćby
słówko o mnie, a zabije twojego przyjaciela wampirka.- puściła mnie i oddaliła
się jak gdyby nigdy nic. Wiedziała że moje życie jest dla mnie nic nie warte,
ale co innego życie mojego przyjaciela. Postawiła warunki i wiedziała że je
spełnię i miała rację.