sobota, 12 marca 2016

Chapter VIII

Młoda kobieta ubrana w białą luźną piżamową sukienkę stała patrząc przez wielkie okno w swojej rezydencji. Była bezchmurna noc. Wszystko można było zobaczyć, ponieważ księżyc był w pełni i świecił równie mocno co słońce. Widziała dokładnie swój ogród. Dokładny zarys wszystkich krzewów i kwiatów, o które tak dbała. Kochała to robić. Sprawiać aby rzeczy wokół niej robił się piękniejsze, bo wtedy to sprawiało że jej życie ma sens.
Wokół niej rozlegał się dźwięk palonego drzewa. To właśnie ognisko sprawiało że w tym pokoju było tak błogo. Dawno się tak nie czuła, zawsze wokół coś się działo. Zawsze było pełno spraw wokół niej, a ostatnimi czasy większość z nich ją przytłaczała, dlatego też nie mogła spać w nocy. Najczęściej na swoją bezsenność podziwiała noc. Nie rozumiała ludzi którzy zachwycają się jedynie pięknem dnia. Noc była znacznie bardziej interesująca, ale trzeba było umieć w nią patrzeć. Odkryć jej tajemnice.
- Kochanie- głos mężczyzny wyrwał ją z rozmyślań.- czemu nie śpisz? Jest już późno, a ty musisz dużo odpoczywać.- Kobieta odwróciła się w stronę mężczyzny.
Był to wysoki, postawny, przystojny blondyn. Miał ubrane tylko luźne spodnie od piżamy, dzięki czemu widoczny był jego umięśniony tors. W jego czarnych oczach widać było widać troskę, którą zawsze ją otaczał. W jego ramionach czuła się naprawdę bezpieczna. Wierzyła że z nim mogła by podbić cały świat i nikt by jej nie skrzywdził, bo on był jej rycerzem.
Podeszła do niego przytulając się.
- Nie mogę spać, cały czas śnią mi się koszmary- uśmiechnęła się do niego, a on to odwzajemnił. Dzięki temu uśmiechowi mógłby mieć każdą dziewczynę. Wziął ją za rękę i po prowadził do olbrzymiej kanapy.
Pierwsze on usiadł, ale tylko po to aby ona mogła się położyć na nim. I tak siedzieli tylko oni we dwoje przytuleni do siebie, wpatrując się w ogień. Dla niej ten moment mógł trwać wiecznie. Jej rycerz i ona.
- Wiesz że daje mi nieźle popalić- powiedziała kobieta przerywając ciszę. Mówiąc to wskazała na swój olbrzymi brzuch.- Jak nic będzie to chłopak
- Ja będę szczęśliwy nawet jeśli będzie to dziewczynka- pocałował kobietę w czubek głowy.
- Bo co? Już masz pomysł na imię?- zaśmiała się.
- Wpadłem na nie wczoraj. A ty już też coś wymyśliłaś?
-Yhym- pokiwała głową. Mężczyzna głaskał jej długie rude loki.
- Będzie piękna, bo będzie podobna do ciebie. Będzie mieć piękne szafirowe oczy, alabastrową skórę, delikatną niczym jedwab, ale nie może być ruda.
- A to niby czemu?- kobieta popatrzyła na mężczyznę z wyraźnym zarzutem.
- Bo nikt nie będzie chciał się z nią bawić- blondyn zaczął się śmiać, w ramach czego dziewczyna walnęła go łokciem w żebra- Auu... wiesz że żartowałem. Jak będzie jak ty to będzie ideałem, i każdy chłopak będzie za nią się oglądał, a mnie wszyscy wezmą mnie za największego zbrodniarza w Świecie Cieni, bo nikt nie będzie jej godzien, tak samo jak ja ciebie nie jestem.
- Teraz już lepiej- pocałowała go w policzek.


W salonie siedział młody brunet, ubrany w czerń. Co muszę stwierdzić pasował mu ten kolor, wyglądał w nim bardziej męsko. Pamiętała go jako drobnego chuderlaka w okularach skulonego w kącie celi, a teraz siedział wygodnie oparty, dzięki czemu widziała że nabrał mięśni, no i oczywiście nie miał okularów. Była z niego niezła dupa.
- Simon- chłopak, jak tylko usłyszał zareagował. Podszedł do mnie się przytulić. Wyczułam w nim zapach spalenizny, co oznaczało tylko jedno- jesteś wampirem.
- Też miło cię widzieć- teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Oczywiście urosły mu nieznacznie kły, które wydłużały się podczas ataku na ofiarę. Był bledszy niż normalny człowiek. Ale nadal był to Simon, mój pierwszy worek treningowy i mój pierwszy przyjaciel.- Nawet stęskniłem się za tobą.
- Co ty nie powiesz...- uśmiechnęłam się do niego- bo ja za tobą też. A gdzie Maia? Żyje?
- Żyje i ma się dobrze
- Będziecie tak stać, i mnie ignorować?!- odezwał się Magnus. Oczywiście czarownik świecił się od brokatu. Był ubrany w czarne spodnie, czerwoną bluzkę w serek i długi fioletowy sweter, posypany brokatem. Ja nie miałam słów do tego człowieka i jego stylu, normalnie ręce cycki opadały na jego widok.
Wraz z Simonem weszliśmy do salonu. Usiadłam na wygodnej kanapie koło czarownika, a wampir zajął swoje wcześniejsze miejsce. Być może udało mi się uniknąć kazania na temat późnych powrotów i nie dawania znaków życia.
- Może gdzieś wam przerwałam?- zapytałam patrząc na nich obu.
- Nie za bardzo- odpowiedział czarownik, popijając lampkę wina, wampir również pił czerwony wino, chyba wino.- Simon opowiadał mi co się działo z nimi jak uciekli.

Była to zima, pamiętam jak było dużo śniegu i jak duży był w tamten dzień mróz, bo musiałam wtedy przebiec na koniec lasu i z powrotem. Pamiętam że wtedy pogoda sprawiała mi dodatkowy wysiłek. Sypał śnieg i było mroźno.
Jak tylko wróciłam, zaprowadzono mnie do sali treningowej nie tyle co zaprowadzono co wrzucono mnie tam. W sali zauważyłam dwójkę zupełnie obcych mi  dzieci- dziewczynę i chłopaka. Dziewczynka miała czekoladową skórę i burzę loków na głowie, zaś chłopiec wyglądał na typowego kujona. Z nosa zsuwały mu się okulary, których nie mógł poprawić bo kajdanki mu na to nie pozwalały.
Na ich twarzach malowało się przerażenie i nie dziwiłam się im wcale. Byli w zupełnie obcym miejscu, otoczeni uzbrojonymi ludźmi. Sama na ich miejscu byłam bym przerażona.
- Clarisso- podszedł do mnie Dallas, oczywiście ubrany w strój bojowy z pełnym wyposażeniem- przedstawiam ci potencjalnego wilkołaka i wampira, plugastwo, z którego nasza rasa musi oczyścić ten świat.- w jego głosie pobrzmiewała nienawiść jak gdyby wymawiał najgorsze przekleństwa na świecie- Będą ci oni towarzyszyli podczas twoich treningów, przygotowujących cię do twojego pierwszego zadania.
I tak, o to w ten sposób Dallas kazał mi używać tej dwójki jako worków treningowych. Miałam na nich ćwiczyć ciosy rzuty sztyletami, strzelanie z łuku do poruszającego się celu itd. Spytacie się czemu się temu nie przeciwstawiłam? Nie podobało mi się to, ale bardziej bałam się Dallasa niż własnych wyrzutów sumienia, które i tak nie dawały mi spokoju. Dlatego zawsze wykradałam się w nocy do nich i przynosiłam im jedzenie, na początku mi nie ufali, ale zdobyli się na to, gdy przeciwstawiłam się mojemu trenerowi że nie będę na nich trenować.
Wówczas Maia pierwszy raz straciła przytomność. Dallasowi się to nie spodobało, co w sposób jednoznacznie pokazał, gdyż skończyłam z połamaną nogą, ręką trzema żebrami, podziurawionym brzuchem i krwiakiem na mózgu, tak mnie zdiagnozował ówczesny czarownik "wywiązujący się z umowy"- Ragnor Fell.
Simon i Maia zauważyli że można mi zaufać, z czasem się zaprzyjaźniliśmy.
Z biegiem czasu Dallas zaczął na nich eksperymentować. Nocami budziły mnie ich krzyki. Raz nawet się zakradłam, żeby zobaczyć co się tam dzieje. Tej decyzji żałuje po dziś dzień. Maia i Simon byli w dość nieciekawym stanie, a Dallas wstrzykiwał mi dziwnie kolorowe zastrzyki. Po jednym z nich oczy Simona zaszyły czernią a z ust zaczęła się wydobywać para, zaś na ciele Maii pojawiła się dziwna wysypka. Ogromne pęcherze, które dla zabawy przebijał Dallas, a z nich wylewała się krew. Po tamtym dniu postanowiłam że pomogę im uciec.
Długo po tamtym wydarzeniu nie miałam z nimi treningów. Może po miesiącu pozwolili im wyjść. Miałam wówczas trenować na nich rzuty chakramem. Oczywiście starałam się pudłować, za co zostałam solidnie ukarana, przez wypalenie nie stelą, ale rozgrzanym metalem Runy Celności na brzuchu. Do tej pory noszę tą bliznę. Niestety trafiłam Simona w nogę, tak że nie mógł chodzić. Po treningu poszłam za karę miałam go zanieść do celi. Maia nie była aż tak w złym stanie, więc mogła się poruszać o własnych siłach.
Jak byliśmy w piwnicy, zaatakowałam strażników, było ich tylko dwóch na moje szczęście. Wtedy byli tak zaskoczeni że nim się zorientowali co się dziele już nie żyli. Wówczas Ragnor wyszedł z jednej celi i otworzył portal. Wszystko działo się wówczas bardzo szybko, ale starałam się to robić jak najciszej, ale wiecie powalenie dwóch mężczyzn nie może być ciche.
- Miło było was poznać- uśmiechnęłam się do Maii- zabierz go w bezpieczne miejsce.
- To ty nie idziesz z nami?- pociągnęła mnie za rękę w stronę portalu.
- Jak pójdę to was znajdzie, mi nic nie zrobi- uśmiechnęłam się, ani ja, ani ona nie wierzyłyśmy w to kłamstwo- uciekajcie.
Maia mimo że trudno było się jej z tym pogodzić przeszła portalem za którym czekał kolejny, aby utrudnić ich lokalizację. Był to ostatni raz kiedy widziałam ich. Był to widok dwunastoletniej poranionej dziewczynki, dźwigającej praktycznie zwłoki chłopca.
Ragnor, za to że mi pomógł został zabity na moich oczach, przez obdarcie ze skóry i nabicie na pal. Mnie strącono do celi, gdzie według Dallasa miała zgnić. Do tej samej celi w której wcześniej trzymani.
-Skoro zadajesz się z plugastwem, jesteś sama ich warta- po tych słowach splunął na mnie i zatrzasnął drzwi do celi.
Zaczął mnie od tamtego momentu traktować jak zwierzę. Dalej mnie trenowano, dalej wysyłano mnie na misje, ale nie spałam już w pokoju ale w celi. Stałam się zastępstwem i to na mnie eksperymentowano i sprawdzano granice ludzkiej wytrzymałości.

- No to co się z wami działo?- wróciłam myślami do rzeczywistości. Otrząsając się od nie miłych wspomnień, nigdy im nie powiedziałam o tym co się ze mną działo.
- Dotarliśmy do Nowego Jorku, tam pomogli Maii dokończyć przemianę, długo jej to zeszło około roku, ale ponoć bardzo źle to przechodziła- dodał ze smutkiem Simon, zapomniałam że on był bardzo wylewny i gadatliwy. Był w posiadłości najbardziej rozgadaną osobą, co mnie zawsze dziwiło jak można tyle gadać.- U mnie "żądza krwi"- tu zrobił gest palcami- odezwała się niedawno, więc poprosiłem Maię aby zrobiła to co musiała. Jednak nie dała rady i poprosiła swojego chłopaka żeby to zrobił, oczywiście przy pomocy zaprzyjaźnionego wampira.
- A czemu jej tutaj nie ma?- zapytał ich Magnus. Oni się znali z czarownikiem tylko dlatego że był on naszym pośrednikiem, dzięki któremu utrzymywaliśmy kontakt. Wiedział co miał mówić im, a czego nie. Ufałam mu że nic im nie powiedział.
- Wpadła- skwitował krótko. Zapomniałam jak on jest bezpośredni.
- Że niby k*rwa co?- szok.
- No zaszła w ciąże i teraz planuje ślub.- dziewczyna była przecież z mojego wieku.- Dlatego też tu jestem, nie chciała wychodzić z ukrycia przyjeżdżając tutaj i narażając się na spotkanie sama wiesz z kim. Boi się o dziecko, wysłała więc mnie. To dla was- wyciągnął dwie białe koperty, na jednej złotymi ozdobnymi literami pisało Magnus Bane, na drugiej tylko Clary, pamiętała że nienawidzę jak używa się mojego pełnego imienia, po prostu miałam z nim złe skojarzenia. Zajrzałam do środka. Oczywiście jakże by inaczej Maia zapraszała mnie z osobą towarzyszącą.
- Powiem szczerze tego się nie spodziewałam- spojrzałam na Magnusa, który był w takim samym szoku jak ja, który kiwnął głową na znak że się zgadza.
- Która jest godzina?- Simon popatrzył na zegarek stojący na kominku- Późno już, muszę spadać.
Nim się obejrzałam jego już nie było, oczywiście szybkość wampirów. Został po nim tylko zapach spalenizny.
- Za dużo wrażeń jak na jeden dzień- naprawdę dopiero poczułam się zmęczona, szkoła przesłuchanie i wizyta, może to nic, ale nie byłam przyzwyczajona do tak długiego kontaktu z obcymi ludźmi- idę spać
- Nie myśl sobie- odezwał się Magnus.- że jak dziś przymknąłem na to oko, to cały czas będę, żeby było to mi ostatni raz.- podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło, czysto rodzicielskim geście.- Ja muszę dziś wyjść, nie wiem o której wrócę.
Kiedy ubierał swoje topowe czerwone kozaki, oparłam się o framugę drzwi i przyglądałam mu się, do momentu aż na mnie popatrzył.
- Bo się umówiłem- powiedział na odczepnego, ale wiedział że nie odpuściłabym gdyby mi nie powiedział.-Dobra... Pasuje ?
- Magnus- starałam się być poważną, w taki sposób że się dziwnie na mnie popatrzył- Pamiętaj o jednym. To jest naprawdę ważna rzecz- przyglądał mi się coraz bardziej zaciekawiony, z lekką nutką zaniepokojenia- Pamiętaj żeby się zabezpieczyć- i w tym momencie wybuchłam śmiechem widząc jego minę, była bezcenna.
- Powiem krótko, jesteś nie możliwa- powiedział to śmiejąc się razem ze mną, kiedy już był w drzwiach krzyknął tylko- Postaram się wrócić jak najpóźniej.
I zniknął wtapiając się czarną noc, chociaż jego buty było widać z daleka.
Szkoda że poszedł, przydałby mi się, gdyż musiałam dać upust moim emocjom, a najlepszym sposobem była by walka. Magnus otworzyłby mi bramę i mogłabym się przenieść gdzieś gdzie bym znalazła demony. Ale on też musiał mieć czas dla siebie, niech się chłopak wyszaleje.
Zrezygnowana poszłam w stronę kuchni, nie jadłam nic od śniadania. Kochany Magnus pomyślał o mnie i zostawił mi pizzę. Wsadziłam ją do mikrofali, było cicho, podobnie jak w celi, aby wyzbyć się przykrych wspomnień włączyłam wierzę z muzyką. To był chyba pierwszy moment kiedy byłam sama, nie wiedziałam jak mam się cieszyć z tego powodu. Uczciłam to tym że po kolacji, wzięłam szybki prysznic i poszłam spać. Spałam tak twardo że nie słyszałam jak czarownik wrócił do domu.
Oczywiście na pierwszy prawdziwy dzień w szkole musiałam zaspać, więc całe to przygotowanie musiało obyć się w ekspresowym tempie. Dość szybko umyłam się i poczesałam włosy, ale jednak nie obyło się bez komplikacji, gdyż Magnus zamienił moje ciuchy. O nie, nie dam się tak łatwo. Wparowałam do jego pokoju. Oczywiście wszędzie porozwalane ciuchy, a z zapachu wywnioskowałam że nieźle pomalował ostatniej nocy. Tym lepiej będzie bardziej cierpiał.
- Magnus!- krzyknęłam na tyle głośno, że się obudził. Bardziej skoczył jak poparzony, ale jak spojrzał że to ja położył się dalej - Gdzie są moje ciuchy?
- Słoneczko- mówił to przewracając się na drugi bok- nie martw się w tym będziesz wyglądać pięknie.- wkurzyłam się. Wyszłam z pokoju, tylko po to aby wrócić ze szklaną zimniej wody i go oblać. Oczywiście wstał równie szybko, co osoba która z nim spała. Nie zauważyłam tego chłopaka wcześniej.
Był to przystojny brunet o oczach koloru bezchmurnego nieba. Wyglądał na nie wiele starszego ode mnie. Na jego ciele widniały Runy, zatem Nocny Łowca.
- Przepraszam- powiedziałam grzecznie do bruneta, w którym rozpoznałam Aleca, syna Roberta. Wyglądał na nieźle niezorientowanego, w ogóle nie wiedział co się wokół niego dzieje- Magnus a ty oddawaj mi moje ciuchy- zwróciłam się do czarownika. Ten spojrzał na mnie i pstryknął palcami.
- Pasuje?- zapytał, spojrzałam na siebie. Byłam w czarnych rurkach i zielonej koszuli flanelowej, do tego miałam czarne glany, w których mogłam spokojnie walczyć.- Idealny strój dla ciebie.
- Ja mówiłam ci żebyś oddał mi ciuch a nie mnie ubierał- Alec był trochę zmieszany naszą sprzeczką- Nie mam czasu na przedrzeźnianie się z tobą i tak jestem spóźniona.- jeszcze raz pstryknął palcami a na mojej ręce pojawił się zegarek i bransoleta z szpikulcami. Zdjęłam ją i rzuciłam w niego. Zegarek się przyda, ale w takim dziadostwie nie będę chodzić- jak wrócę moje ciuch mają być na swoim miejscu, zrozumiano?
- A która jest godzina?- odezwał się Alec, rozglądając się za jakimś zegarkiem.
- Ósma piętnaście.- wypadł z łóżka i zaczął nerwowo poszukiwać swoich ciuchów, nie wyglądał za dobrze musiał balować z Magnusem. Biedactwo.- Magnus przypilnuj go- on wiedział o co chodzi.- Ja idę robić śniadanie.
Zeszłam na dół do kuchni i zaczęłam robić kanapki. Popatrzyłam na zegarek i tak nie zdążyłabym na pierwszą lekcje, więc po prostu ją sobie odpuściłam. Po chwili do kuchni wpadł Alec, widać było że pił w nocy. Podkrążone i mętne oczy lekko zielonkawa skór.
- Jeszcze raz przepraszam za pobudkę, ale rozumiesz musiałam.
- Nie, no spoko- chłopak się do mnie uśmiechnął, miał zniewalający uśmiech, już wiem dlaczego aż tak się spodobał Magnusowi.- Masz może coś od bólu głowy? Za dużo wczoraj wypiliśmy.
- Już je dla ciebie przygotowałam,- uśmiechnęłam się podając mu talerzyk z pigułkami i szklankę wody- a raczej dla Magnusa, zazwyczaj go boli głowa po piciu, a w pokoju było czuć że pobalowaliście.- podałam mu zrobione kanapki i mocną kawę. Ja jadłam swoje i w między czasie szykowałam drugie śniadanie.
- Długo spotykacie się z Magnusem?- zagadałam, chłopak słysząc to pytanie zaczerwienił się- Nie masz się czego wstydzić.- przeglądnęłam mu się bliżej, widać było po nim że jest mu trudno w sytuacji w której się znalazł.- Ale ty nikomu ze swoich bliskich nie powiedziałeś- to bardziej było stwierdzenie niż pytanie
- Oni nie zrozumieją- popatrzył na mnie, szukając we mnie jak gdyby zrozumienia- Nawet nie wiem jak im wytłumaczę dlaczego nie wróciłem na noc.
- Powiesz że byłeś ze mną,- zrobiło mi się go naprawdę szkoda, nie miałam nikogo po za Magnusem, ale mówiłam mu wszystko tak samo jak on mi- zrobię wszystko aby Magnus był szczęśliwy, a skoro ty masz być jego szczęściem to z chęcią ci pomogę.
- Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał- odezwał się głos dochodzący z korytarza, po chwili w drzwiach pojawił się Magnus ubrany w swój złoto czerwony szlafrok i białe bokserki. Podszedł i pocałował Aleca w policzek, ładna była z nich para. Chłopak po tym geście się uśmiechnął.- żebyś mu aż tak zaufała?
- Skoro jego rodzice są aż tak konserwatywni, Alec będzie przychodził do ciebie pod pretekstem spotkania się ze mną, kiedy ja będę na polowaniu.
- Polowaniu?- zdziwił się Alec- przecież nam nie wolno opuszczać Idrysu.
- Nie można, ale jak się zna czarownika,- popatrzyłam na nich- na prawdę nie chcecie mieć całego domu tylko dla siebie? Same korzyści.
- Dobra- chwilę zajęło zanim się on zgodził- ale jak się dasz złapać sama wiesz komu ja cię stamtąd nie wyciągnę.- wiedziałam że on mnie nigdy nie zostawiłby mnie na lodzie.
- To umowa stoi- dałam Alecowi zapakowaną w folię kanapkę, a raczej wcisnęłam i pociągnęłam go w stronę drzwi- my musimy już iść. - jak z brunetem byliśmy już przy drzwiach frontowych krzyknęłam- tylko posprzątaj po śniadaniu.- i wyszliśmy.
Dzień był piękny błękitne niebo, prawie bezchmurne. Słońce świecące wysoko odbijało się od szklanych wierzy, powietrze było przyjemne. Ogólnie cud miód i malina, dla takich dni chciało się człowiekowi żyć. Rozmawialiśmy z Alec'iem całą drogę, głównie na temat Magnusa, cieszyłam się z tego ze nie jest to tylko przelotne uczucie, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Wiedziałam że czarownik się z kimś spotyka, można a to było wywnioskować po jego zachowaniu. Był weselszy, chętniej mi pomagał. Nic nie mówił, to nie naciskałam. Dzięki tej rozmowie droga do szkoły mięła mam dosyć szybko, więc od razu po wejściu udaliśmy się do wywieszonych list z przedziałami
Okazało się że trafiłam do klasy, z osobami o rok ode mnie starszymi. Co do treningów dołączono mnie do Lightwoodów i innych osób z wielkich rodów, to pewnie sprawka Inkwizytorki. No i właśnie druga lekcja to był ośmiogodzinny trening, po którym mogłam wrócić do domu. Jedna lekcja i trening mnie pasuje taki układ. U Dallasa na sen zostawało mi około pięciu godzin snu, bo jak nie treningi i misje, to nauka i tortury.
Każdy z nas miał własną szafkę a w niej wszystkie niezbędne rzeczy, stroje do treningów, książki. Klucze odbierało się w recepcji po okazaniu specjalnych dokumentów, które dostaliśmy dzień wcześniej. Z Alec'iem mieliśmy nie daleko szafki, wiec wyjąwszy stój skierowaliśmy się do szatni.
Było to duże pomieszczenie podzielone na segmenty, w każdym z nich znajdowały się ławki i wieszaki. Poszłam do najbardziej oddalonego. Byłam tam sama zaczęłam się przebierać. Z przyzwyczajenia odwróciłam się w stronę ściany kiedy zaczęła ściągać koszule, więc nie widziałam czy ktoś wchodził. Ściągnęłam górną część garderoby, ktoś mnie podciął, tak że upadłam na ziemie. Powoli zaczęłam podniecić się ziemi, żeby zaatakować kopniakiem w tył, ale musiałam być odpowiednio do tego ustawiona, gdy ktoś pociągnął mnie za włosy, ta że postawił mnie na równe nogi. Zostałam pchnięta na ścianę. Jedna osoba na świecie potrafiła mnie tak szybko powalić, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam ją. Mój najgorszy koszmar.
Anne Crystallwood przez większość czasu była moim trenerem u Dallasa, ale rok temu słuch o niej zaginął. Dallas nic nie mówił i sama o to nie pytałam, nie chciałam wiedzieć. Ona nauczyła mnie wszystkiego, każdy mój ruch był wynikiem jej nauki jej mozolnej pracy nade mną. Nie miałam z nią dobrych wspomnień, ale dzięki dużo jej zawdzięczałam. Przez ten rok nikt ze mną nie trenował, bo miałam cały czas misje i zadania
Anne była piękną wysoką młodą kobietą, miała około trzydziestu lat. Poruszała się z wdziękiem baletnicy, ciszej niż Cisi Bracia niczym wiatr. Mimo swojej drobnej postury, mogła by pokonać olbrzyma. Jej ojciec o to zadbał. Blackthorn zawsze marzył o synu, ale niestety przy porodzie córki zmarła jego żona. On nie chcąc zmarnować poświęcenia swojej ukochanej, wysyłał córkę, w różne strony świata aby poznała tajniki walki. Jej ambicje nigdy nie pozwalał być jej tą drugą tak więc w ciągu 25 lat nauczyła się do perfekcji wszystkich sztuk walki, łącząc je stworzyła jak to ona określała tą doskonałą, którą nauczała mnie, gdyż sama dzieci nie mogła mieć, o czym się dowiedziałam przez przypadek. Później wyszła za mą za Dallasa, i tworzyli dość dziwną parę, bo ona w ciągu paru sekund mogła mu skopać dupę.

- Zaskoczona?- powiedziała przykładając mi ostrze do gardła- Nie pozwolę Clave zmarnować to na co pracowaliśmy przez tyle lat i ty tego także nie zaprzepaścisz. Piśnij choćby słówko o mnie, a zabije twojego przyjaciela wampirka.- puściła mnie i oddaliła się jak gdyby nigdy nic. Wiedziała że moje życie jest dla mnie nic nie warte, ale co innego życie mojego przyjaciela. Postawiła warunki i wiedziała że je spełnię i miała rację.