czwartek, 2 stycznia 2014

Chapter V

Przepraszam że tak późno, ale tak jakoś wyszło. Dlatego dziś dodaje dość długi post w ramach przeprosin. Miłego czytania :D 
Piszcie co o tym sądzicie. 


Po moim zdaniem udanej rozmowie z Inkwizytorką, uznałam że muszę znaleźć sobie jakieś miejsce. Nie wiedziałam gdzie jestem, w kogo domu. Nie znałam terenu, i to był minus. Jeśli bym się znajdowała w Alicante to wiedziałam gdzie jest dom moich dziadków od strony ojca. Nikt o nim nie wiedział, ja też nie wiedziałam dopiero kiedy stałam się "duża". Od razu wróciło do mnie wspomnienie ostatniego dnia z moim braćmi. Nie mogę okazywać słabości.
Wiedziałam że tej koperty nikt nie otworzył, bo miała na sobie pieczęć z zarysami runy otwarcia, gdyby wcześniej była otwarta byłby cały znak, ale mniejsza z tym. W środku znajdował się list od matki, jej zdjęcie i zdjęcia z moich dziadków i ich testamenty. Między innymi po śmierci swojego najstarszego syna postanowili oddać to co jemu się należało najmłodszemu dziecku Valentina i Jocelyn. Śmieszne, co nie? Nawet mnie nie znali, a dali mi praktycznie wszystko. Z tego co tam napisali po śmierci brata Valentine zaczął popadać w szaleństwo, bali się o Jocelyn i dzieci, ale żeby nie przepisywać wszystkiemu osobie spoza rodziny, uznali najmłodsze dziecko za idealne rozwiązanie. Właśnie z testamentu dowiedziałam się że miałam wujka i kuzynów, którzy także zniknęli. Ich matka bardzo chorowała i zmarła jak jej najmłodszy syn miał mniej niż rok. Wujek umarł pół roku później, oficjalnie zabiła go wilcza sfora, nieoficjalnie poddał się w walce, bo nie mógł już żyć bez żony. Większość ludzi uznała by to za romantyczne, ale nie ja. Moim zdaniem to było cholernie egoistyczne. Nawet nie wiem kiedy, ani jak umarli moi dziadkowie, ale z listu od matki wiedziałam, że umarli jakiś czas po moich narodzinach, ale wcześniej dali jej testament dla dziecka. Tak czy inaczej miałam dom w Alicante  i posiadłość znajdującą się niedaleko jeziora Snów. Nawet ojciec o tym nie wiedział, dziadkowie chcieli mieć zabezpieczenie. Te posiadłości były rodzinnymi terenami mojej babci, oni mieszkali zaś tylko na majątkach dziadka.
Miałam się z czego cieszyć, tylko gorsza sprawa musiałam to znaleźć. Podeszłam do okna. Za nim był widok zapierający dech w piersiach. To na pewno jest Alicante.
Szklane wieże połyskiwały w świetle słońca. Przed nimi znajdowało się miasto, raczej miasteczko, gdzie Nocni Łowcy spacerowali, nie chroniąc się pod mocą run. W sklepach widniały reklamy broni, ubrać, słodyczy, kwiatów itd. Tuż za oknem znajdowało się centrum Alicante, mówiła o tym fontanna z syreną z mieczem. To prawda że nie widziałeś prawdziwego miasta, jeśli ni zobaczyłeś Alicante. Za wieżami  znajdowały się zielone zbocza gór, które podobnie do strażnic lśniły w blasku słońca. Uroku dodawała także pogoda, gdzie błękit kontrastował z zielenią.
Spojrzałam w dół, było jakieś dziesięć metrów, nie aż tak dużo, więc otworzyłam okno. Rozejrzałam się jeszcze po bibliotece i zrobiłam ten sam myk co w Instytucie, tutaj było gorzej bo miałam za krótki bat i musiałam skończyć z dwóch metrów. Całą siłę uderzenia, wzięłam na nogi.
- Skąd wiedziałem że to zrobisz?- odezwał się znajomy głos za mną. Odwróciłam się, przede mną stał brokatowy Magnus, dosłownie biło od niego kolorami, a szczególnie jego różowe oczojebne spodnie. Przechodnie patrzyli na nas z nie małym zainteresowaniem. Co im się dziwić, dziewczyna spadająca z nieba rozmawia z goście, który spokojnie by mógł robić za kulę dyskotekową.
- Bo może mnie dobrze znasz-uśmiechnęłam się do niego. Magnus był jedyną osobą do której trudno było by mi się nie uśmiechać. Był moim najlepszym i chyba jedynym przyjacielem jakiego miałam. Znaliśmy się od przeszło pięciu lat. Na samym początku w ogóle się do niego nie odzywałam, ale kiedy zauważyłam że zawsze siedzi aż wyzdrowieje, podziękowałam i to były pierwsze słowa skierowane do niego.
Przyjaźń jest jak róża, od samego początku wydawać by się mogło, że bezbronna, nic bardziej mylnego jeśli ktoś spróbuje ją zniszczyć to się pokaleczy. Jedynie osoby wewnątrz jej nie mogą pozwolić na to żeby zwiędła, bo jeśli to zrobi już nigdy nie będzie taka sama, czyli piękna. W przyjaźni trzeba się sobą opiekować i zaufać.
- To prawda- wziął mnie pod rękę, staromodny dżentelmeński gest- więc gdzie zacna dziewko się wybierasz?- zamachnął się ręką pokazując wszystko w około
- Och, mój miłościwy panie, muszę znaleźć swe domostwo- oboje udawaliśmy nadzwyczaj poważnych. To właśnie przy Magnusie mogłam czuć się sobą.- Muszę znaleźć dom mojej babki- westchnęłam- i nie mam cholernego pojęcia gdzie to może być.
- Pomogę ci, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty.- skierowaliśmy się na jakieś uliczki, spacerując, cały czas rozmawialiśmy. Większość Nocnych Łowców patrzyła na mnie z góry, bo Magnus był Podziemnym. Prawdopodobnie mieszkali tylko w Alicante i nie akceptowali pół-ludzi na co dzień. Musieli ich znosić przez jakiś miesiąc gdzie trwały Porozumienia. Ci Nephilim uważali się za lepszych pod każdym względem, zresztą mieli w rodzinie kogoś kto był zabity przez Podziemnego. Przyjeżdżający Nocni Łowcy, byli bardziej przyzwyczajeni do nich, chodzili na te same imprezy, jadali w tych samych miejscach, nie kiedy umawiali się ze sobą, ale tak czy inaczej Pół- ludzie byli gorsi.
Ja tak nie uważałam. Całą krzywdę jaką zaznałam w życiu była z winy Nocnych Łowców, a dobroć i troskę jaką otrzymałam były tylko od Podziemnych. Szczerze, gdybym miała wybierać kto ma przeżyć Nocny Łowca, czy na przykład wampir, wybrałabym tego drugiego, bez wahania. Gdyby ktokolwiek z mojej rasy się o tym dowiedział miałabym zapewne przejebane, ale mnie to nie obchodziło.
Zajęło mam godzinę znalezienie domu, spytacie skąd wiedziałam że ten budynek? W testamencie babcia napisała że wyróżnia się pod każdym względem od innych domów w Alicante i miała racje. Gdy inne budynki były zbudowane z kamienia w stylu barokowym, to tym domem była mała drewniana budowla, podobna do górskich chatek. Posiadłość była mała i skromna, czyli taka jak mi się najbardziej podoba.
- Liczyłem na coś bardziej ekstrawaganckiego- odezwał się Magnus, cały czas przyglądając się budynkowi.
- A mi się podoba- podeszłam do drzwi, a z szyi zdjęłam klucz i włożyłam do do zamka. Kamień spadł mi z serca kiedy otworzyłam drzwi, byłam wtedy pewna że dom był nietknięty od wyjazdu moich dziadków.
Za nimi był mały pomalowany na czerwono przedpokój. Po lewej stronie stał pusty wieszak na kurtki, pod spodem była jasna szafka na buty. Obok znajdował się kosz na parasole.  Weszliśmy w głąby mieszkania wszędzie było pełno kurzu i na dodatek śmierdziało stęchlizną. Było zimno i ciemno, bo okna były zasłonięte roletami.
Magnus pstryknął palcami.
- Od razu lepiej- i miał racje, w domu zrobiło się dużo jaśniej, nie było tyle kurzu, okna były pootwierane, a w kominku paliły się drzewa. Wejście do salonu znajdowało się za ostatnimi drzwiami po prawej. Palenisko znajdowało się na środku ściany w głównym pokoju na przeciw niego znajdowała się niska, ciemna ława i dwa duże, fotele z oparciem w kolorze magnolii. W prawym rogu pokoju znajdowała się dość duża biblioteczka a obok tylko bardziej z tyłu były trzy ogromne okna, przyozdobione ciężkimi jasnobrązowymi firanami. Przy wejściu stała brązowa leżanka, a naprzeciw niej była sofa dopasowana kolorystycznie do foteli. Ściany były beżowe, gdzieniegdzie pojawiał się jakiś obraz. Może na zewnątrz ten dom wyglądał skromnie, ale płaskorzeźby na ścianach salonu w ogóle o tym nie mówiły. Podłoga była dębowa przyozdabiana w jasny dywan, z brązowymi ornamentami
- A jednak się myliłem- Magnus podziwiał duży złoty żyrandol ozdobny kryształami.- Jeśli ty będziesz miała takie mieszkanie, to ja z moim popadnę w depresję.
- Ja jestem tu tylko na jakiś czas, dopóki nie znajdę sobie jakiegoś innego miejsca. Chodź pooglądać inne pomieszczenia. - przed wejściem do salonu znajdowały się drzwi do kuchni, z których też można było dostać się do głównego pokoju. Wszystkie meble w kuchni były wykonane z klonowego drzewa, w skrócie były naturalnie jasne, ściany miały piaskowy kolor i brązowymi płytkami. Na samym środku znajdowała się zaokrąglona wyspa, na każdym rogu miała wyrzeźbione kolumny nad nią (wyspą) znajdowały się wieszaki z pokrywami i durszlakami. Na całej ścianie na przeciwko drzwi i po ich prawej stronie zajmowały meble. Kuchenka z piekarnikiem była na prawej ścianie zaraz obok drzwi, była tak jakby wsadzona  w szafki i podobnie jak wyspa miała wyrzeźbione kolumny, a nad nimi półkę z suszonymi owocami, grzybami itp.Obok kuchenki znajdowała się komoda ze szkłem codziennego użytku. W samym rogu znajdowało się okno a zaraz przy nim zlew. Po lewej stronie kranu znajdowały się szafki z przyprawami. Co dziwne w kuchni były jeszcze świeże zioła w doniczkach i nawet drzewko cytrynowe.
Na przeciwko kuchni znajdowała się jadalnie z tarasem. Była wielkości salonu. Na samym środku znajdował się biały stół i i krzesła  Pod nimi był mały włochaty brązowy dywan. Podobnie jak w salonie podłoga była dębowa. W każdym rogu znajdowała się półka z wazonem kwiatów Na przeciw drzwi znajdowała się komoda z szklankami, kieliszkami, lampkami do wina pod spodem był barek, sprawdziłam był pełny różnorakich alkoholi. Na ścianie po prawej stronie znajdowało się lustro i pod nim znów barek i znów pełny ale tylko win. Wszystkie meble były kunsztownie zdobione.
Obok znajdowało się wyjście na taras z sporym ogrodem, który z otoczony był ze wszystkich stron tujami. Dom znajdował się na podwyższeniu więc były schody na ogród. Każdy stopień posiadał donicę kiedyś małym drzewkiem, obecnie ogromnym . Był nawet mały skromny stół z czterema krzesłami i  hamak. Może ogród był kiedyś piękny ale teraz nic z tego nie zostało, był cały zarośnięty.
Przy wejściu do jadalni znajdowały się schody prowadzące do sypialni i drzwi do malutkiego kibelka ze zlewem. Weszliśmy na górę były tam dwie sypialnie i obie ogromnych rozmiarów, wielka łazienka i garderoba podobnej wielkości, oczywiście pusta. Wybrałam jedną sypialnie i tam się rozłożyłam. Była bardzo jasna, dokładniej cała biała. Okno zajmowało jeną trzecią ściany i wychodziło na centrum Alicante, nawet syrena była skierowana twarzą do mnie.Obok znajdowała staro dawna komoda na kosmetyki Łóżko, królewskich rozmiarów, było zaraz obok, ozdobione było białą pościelą i z dwudziestoma poduszkami,nad łóżkiem wisiał większy żyrandol niż w salonie. Przed łóżkiem znajdowała się ławeczka. Pół pokoju zajmował też jasny dywan. Na ścianach znajdowały się obrazy, dokładniej szkice projektów ubrań. Sprawdziłam drugą sypialnie, była w podobnym stylu i umeblowaniu tylko w kolorach cappuccino
Co dziwne łazienka wydawał się nowoczesna z połączeniem starego stylu. Była w kolorach złotach. Na środku prawej ściany znajdowała się olbrzymia wanna a na przeciw niej szklany prysznic. Tuż przy drzwiach była umywalka, a w głębi łazienki kibelek. Przy wannie było wgłębienie i znajdowała się tam waza z ozdobną gałęzią.
-Pasowało być coś zjeść, kiedy ostatnio jadłaś?- zapytał Magnus
-Szczerze- zaczęłam się zastanawiać- nie pamiętam.- Może i odczuwałam głód, ale byłam do tego przyzwyczajona, Dallas nie jednokrotnie mnie głodził.
Tak minęły mi dwa dni, w miłej atmosferze, starałam się ogarnąć ogród, nie za bardzo mi wyszło, więc Magnus puls czary zrobiły swoje. Uparł się nawet że mi załatwi ciuch, a też przy okazji napełni czymś lodówkę. W piwnicy były bardzo stare wina, my jak to my zakosztowaliśmy ze trzy butelki. Magnus wszystko chciał robić magią, a ja stałam uporem przy gotowaniu i sprzątaniu i musiał ulec. Niestety po dwóch dniach musiał przenieść się do znajomego, bo obiecał mu załatwić jakieś sprawy, mówił że wróci.
- Oficjalne zebranie młodego pokolenia Nocnych Łowców,- obudził mnie dźwięk kobiecego głosu- rozpocznie się za pół godziny. Proszę o zajmowanie miejsca.- Cholera jasna, o mały włosy nie zapomniałam. Szybko zaczęłam się zbierać, mogłam też zostać w domu, ale nie miałam nic lepszego do roboty. Prysznic dziesięć minut, ubiór w strój bojowy siedem minuty, kanapka trzy minuty, zamknięcie domu minuta i była gotowa. Nawet się nie spieszyłam, wiedziałam że i tak będę stała a im dale od Inkwiztorki tym lepiej dla mnie.
Miasto było pełne młodych Nocnych Łowców z całego świata, łączyło ich jedno, a dokładniej ciało ozdobione, dumnie runami. Nie widziałam nikogo znajomego, co się dziwić, moimi jedynymi znajomymi byli Podziemni.
- Clary- zawołał jakiś mężczyzna, w pobliżu Gradu. Mężczyzna był w garniturze i ciemnych włosach.- myśleliśmy że uciekłaś.
- Po prostu przestałam wam przeszkadzać, nie lubię być przeszkodą.
- Inkwizytorka nie źle się wkurzyła, uznała że cię przestraszyła i ukryłaś się przed Clave i Valentinem.
- Widać myliła się.
- Witam wszystkich Nocnych Łowców- w okół rozległ się głos Inkwizytorki.- Od tysięcy lat nasza rasa chroni Ziemię przed demonami, nie jednokrotnie oddając życie za wszystko co wierzy i robi to dla wszystkiego celu. Jednakże przez takie poświęcenia, nasza rasa wymiera. Coraz więcej młodych Nocnych Łowców, ginie przedwcześnie podczas walki z siłami zła, a to właśnie wy jesteście naszą przyszłością, naszą nadzieją na przetrwanie.
Odbywając wizytację w różnych Instytutach, zauważyłam, że wielu z was odbiera nie właściwe szkolenie. Może to też być problem z przedwczesną śmiercią. Dlatego niniejszym ogłaszam wsze i wobec że przywracam obowiązek nauki i szkoleń tylko i wyłącznie w Idrysie. Zostaje ponownie otwarta Szkoła im. Raziela.
Dzięki tej szkole poznacie, wielu Nocnych Łowców i być może zwiążecie się z nimi na zawsze. Każdy tutaj obecny poniżej dwudziestego pierwszego roku życia, ma obowiązek do niej chodzić, inaczej spotka tą osobę kara. Rozpoczęcie semestru zaczyna się od następnego tygodnia.
Kurwa, w jakie ja gówno się wpakowałam