W życiu jest tak że niszczymy siebie nawzajem. Kawałek po kawałku,
z dnia na dzień. Często sprawia nam to przyjemność. Nie patrzymy na uczucia
innych ludzi, nie obchodzą one nas. Jesteśmy egoistyczni. Zapatrzeni w siebie.
Nie umiejący się cieszyć, głupcy. Tym właśnie jesteśmy. Bo skoro samotni to i
nieszczęśliwi. Sami sobie to robimy. Niszcząc kogoś, niszczymy siebie, nasze
człowieczeństwo. Ten element odróżniający nas od zwierząt. I właśnie, dlatego z
dnia na dzień stajemy się nimi. Stajemy się bestiami.
Starając się zostać panem wszechświata. A tak się nie da. To nie jest możliwe. Musimy pierwsze zapanować nad własnym życiem, wbrew pozorom niekontrolowanego przez nas. Zawsze jest ktoś na górze. Jedni wierzą że tym kimś jest Bóg inni zaś że przeznaczenie. Spytacie się mnie czy ja wierzę? Nie wiem. Ale wiedziałam jedno na pewno że wszystko da się przeżyć.
Starając się zostać panem wszechświata. A tak się nie da. To nie jest możliwe. Musimy pierwsze zapanować nad własnym życiem, wbrew pozorom niekontrolowanego przez nas. Zawsze jest ktoś na górze. Jedni wierzą że tym kimś jest Bóg inni zaś że przeznaczenie. Spytacie się mnie czy ja wierzę? Nie wiem. Ale wiedziałam jedno na pewno że wszystko da się przeżyć.
Starałam się jak najbardziej wmieszać w tłum czarny strój idealnie
do tego pasował, ale tylko wtedy gdy było się chłopakiem. Wszystkie dziewczyny
w szkole ubrane były tak kolorowo że wyglądało to jak chodząca tęcza. Wszędzie
kolory, aż rzygałam tęczą. Nie rozumiałam takich dziewczyn, które starały się
jak najbardziej wszystkim przypodobać, szczególnie facetom. Albo zrobić tak aby
wyjść na tą najlepiej ubraną. Dla mnie to były trochę takie przyziemne
sprawy.
O siódmej rano zaczynał się test, który miał określić nasze
zdolności do nauk Przyziemnych. Po co nas tego uczyli nie wiem. W szkole
obowiązywała nas wszystkich historia Nefilim, runoznastwo, no i oczywiście
treningi. Aby było sprawiedliwie każdy z nas dostał specjalny strój do ćwiczeń.
Czytaj biały podkoszulek i czarne dresy dla chłopców, i czarne obcisłe dresy
dla dziewcząt. Mieliśmy zakaz wnoszenia własnej broni na teren szkoły. Ale mimo
to ukryłam magiczne pudło z nią w mojej szafce. Wszystko dzięki przezorności
Magnusa.
Wyniki miały być ogłoszone na następny dzień. Dlatego dziś było
tylko powitanie nauczycieli, oprowadzenie po szkole. Na moje nieszczęście
złapała mnie Inkwizytorka, gdy wszyscy mogli pójść do domu bądź do internatu ja
musiałam udać się z nią do jej gabinetu. Rozmowę ze mną nie przeprowadzała sama
był z nią Robert. Oboje ubrani bardzo elegancko aż dziwnie jak na Nocnych
Łowców.
Kiedy usiadłam na wskazanym miejscu. Do pokoju wszedł Cichy Brat.
Sunął się niczym wiatr nie wydając przy tym żadnego dźwięku. On nawet nie szedł
on lewitował. Ubrany w zwyczajową szatę swojej grupy miał zasłoniętą twarz.
Wiedziałam że jego twarz jest pokiereszowana przez runy, a usta zaszyte aby nie
mogli wypowiadać słów.
-Clarisso - odezwała się do mnie beznamiętnym głosem Inkwizytorka-
To jest brat Nathaniel, jeden z pierwszych Cichych Braci. Chcę aby był przy
Twoim przesłuchaniu, gdyż posiadł on zdolności wyczuwania kłamstwa. Kamień
pozwoli nam wydobyć z Ciebie informacje gdybyś nie chciała nam nic powiedzieć.
Zrozumiano?- kiwnęłam głową i podała mi kamień- Dobrze więc
zacznijmy.
Kiedy pierwszy raz spotkałaś Dallasa?
- Dallas- popatrzyłam raz na Imogen raz na Roberta. W moich rękach
kamień zaczął się ogrzewać, a przed moimi oczami pojawiły się obrazy.
Wspomnienie mojego pierwszego spotkania z tym człowiekiem- Miałam pięć może
sześć lat kiedy go pierwszy raz spotkałam. Przywieźli mnie do niego.
- Kto Cię przywiózł?- zapytał Robert notując moje zeznania.
- Nie wiem nie znałam tych ludzi- Konsul i Inkwizytorka
spojrzeli na Nathaniela,
- Mówi prawdę- odezwał się mojej głowie głoś Cichego
Brata. Miał przyjemny dźwięk, pewnie zanim dołączył do zgrupowania był
śpiewakiem.
- Co on Ci robił?- zapytała Inkwizytorka uważnie mi się
przyglądając
- Początkowo był dla mnie dobry- śmiech mnie zbierał jak sobie o
tym pomyślałam- Traktowałam go jak wujka. Później zaczął mnie traktować jak
popychadło
- A kiedy to się stało?
- Kiedy nauczyłam się władać bronią, zaczął mnie wysyłać
misje
- Misje?
- Swego rodzaju zadania, w których zaczął sprawdzać moje
umiejętności
- A co jeśli nie podołałaś zadaniu?- zapytał Robert, na co
Inkwizytorka obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.
- Wtedy mnie torturował, bił i znęcał się nade mną- powiedziałam
to ze spokojem, ale wracanie to tego nie należało do najprzyjemniejszych
rzeczy.
- Czy on Cię w ten sposób wykorzystywał?- troska jaka przebijała
ze wzroku Roberta, było dla mnie czymś nie zrozumiałym. Po co miał się ktoś
martwić o kogoś takiego jak ja? Byłam przecież nikim. Imogen też nie wyglądała
na zadowoloną, gdyż przedmuchanie schodziło na zły tor.
- Nie, nigdy mnie w ten sposób nie dotknął, przecież w tym
wszystkim uczestniczyła jego ówczesna narzeczona- usłyszałam jak drzwi
delikatnie się otwierają, pewnie kolejny wysłannik Clave który miał być
świadkiem. Imogen i Robert spojrzeli w tamtą stronę. Ja nie miałam ochoty
patrzeć, Super kolejna osoba do posłuchania opowieści o biednej i pokrzywdzonej
dziewczynie, jakie to słodkie, chodźmy razem poużalać się nad nią i jej
nieszczęśliwymi losem.
- Młoda damo,-
przemówił najwidoczniej w mojej głowie brat Nathaniel- nie wypada być
takim opryskliwym w stosunku do osób których się nie zna.
- Nie wypada - spojrzałam na Cichego Brata-
podsłuchiwać czyjś myśli. Nie uważa pan? Tego
was uczą w zgromadzeniu
- Imponujące, nigdy nie spotkałem Nocnego Łowcy który potrafi
porozumiewać się myślami. Gdzie nabyłaś tą umiejętność?
- To nie umiejętność tylko dar. Dar od mojego dobrego przyjaciela,
czarownika.
- Dobrze- przerwał nam głos Inkwizytorki- więc jakiego typu były
te tortury?
- Tortury, jak tortury- popatrzyli na mnie ze zdziwieniem, jakbym
opowiadała coś najzwyczajniejszego w świecie, ale dla mnie to było normalne i
codzienne- Godzenie różnorodną bronią, w różne części ciała ale
nigdy w serce i mózg, Podpalanie żywcem, oczywiście bicie, podtapianie,
stosowanie krzesła elektrycznego.
- To dlaczego na Twoim ciele nie ma ran?- zapytała osoba
znajdująca się koło drzwi. Ten głos znałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć
skąd.
- Czarownik mnie leczy- odpowiedziałam lakonicznie. Starałam się
unikać myślenia o imieniu Magnusa, nie chciałam go mieszać w te wszystkie
sprawy, i tak mi już dużo pomógł nie chciałam żeby cierpiał jak wszystko
potoczy się jak zwykle źle.
- Jak się nazywał?- zaciekawiła się Inkwizytorka
- Nie znałam go wtedy- powiedziałam wymijająco. Cichy Brat kiwnął
głową jak gdyby na potwierdzenie prawdomówności moich słów.
- Dobrze- Inkwizytorka uważnie mi się przyglądała- Więc zacznijmy
od innej strony. Kim jesteś?
- Clarissa, wiek 17 lat- odparłam automatycznie.
- A nazwisko?- zaciekawiło to Inkwizytorkę, widocznie niebyła
zbytnio zadowolona z mojej lakonicznej odpowiedzi.- Rodzice?
- Zawsze byłam niczyja- powiedziałam to pewnym głosem,
przyzwyczaiłam się do tego faktu- Nigdy nie miałam rodziny.
- A rodzice co się z nimi stało?- zapytał Robert. Widać było po
nim że jest mu mnie żal. Imogen nie wyrażała żadnych emocji, o ile osoba jej
postury może jakiekolwiek mieć.
- Oboje mnie zostawili- to wyznanie nie było dla mnie czymś
wielkim, jak by było dla większości osób, ja po prostu znałam swoje życie na
tyle, że wyrażanie jakichkolwiek emocji i wartości jest dla jednostki
destrukcyjne. Wolałam swoje uczucia pozostawiać dla siebie do czasu walki,
kiedy mogłam ich użyć w przydatny sposób.- Pierwsze matka, później ojciec-
bardziej bolało mnie jednak to że mnie zostawił ojciec, przez pewien okres był
dla mnie kimś ważnym ale z czasem stał się osobą którą najbardziej
nienawidziłam. Można by było uznać że Dallas był swego rodzaju rodzicem, który
mnie wychował, wytrenował, nauczył wszystkiego cokolwiek umiałam w życiu. Za to
byłam mu wdzięczna, ale że później traktował mnie jak szmatę to już zupełnie co
innego.
- Dobrze więc- Imogen wzięła notatki które spisywał Robert, widocznie
zadowolona z mojej prawdomówności- Czy może kiedykolwiek słyszałaś o jego
planach?- znałam taktykę Inkwizytorki, zadała mi osobiste pytania żeby mnie
zmylić, żeby później mogła wykorzystać moment w którym zada mi pytanie i na nie
odpowiem prawdopodobnie prawdą, ale po co miałabym cokolwiek ukrywać o
Dallasie?
- Wiem tylko tyle że planuje coś wielkiego, nie wiem dokładnie co,
ale to ma zmienić zupełnie Świat Cieni.- zaciekawienie na twarzy Inkwizytorki
wskazywało na to że jest zadowolona z dobytku w postaci mnie. Bo coś już
wiedziałam nie to co inni.
- Powiedział Ci to wprost?
- Nie, podsłuchałam jednej z jego rozmów.
- Z kim?
- Z kimś od was- szok, tak to było to dla nich
- Jak to od nas?- Imogen nie mogła w to uwierzyć, to było po niej
widać, i to że nie podobała jej się ta informacja, była nieźle wkurwiona.
- Po prostu macie wtykę, która informuje Dallasa o waszych
poczynaniach
- Jakich poczynaniach?- zapytał również zdenerwowany Robert
- Dallas z tego co zauważyłam dostawał raport ze wszystkich waszych
zebraniach, walkach w różnych miastach, -stąd wiedział gdzie mnie wysłać-
powiem tak, wiedział nawet kiedy, przepraszam za wyrażenie, ktoś skrobał się po
dupie.- to ich dopiero zszokowałam, mnie zdziwiła moc tego kamienia, naprawdę
sprawiał że mówiłam bardzo dużo, aż dziwne jak na mnie.
-Powiedziała prawdę-
podsumował mnie Nathaniel
- Dziękuje Ci Clarisso- Inkwizytorka starała zakryć swoje
zdenerwowanie, ale nie wychodziło jej to- myślałam że nie będziesz chciała
współpracować i że będziemy mieli z Tobą problemy, ale widocznie pomyliłam się,
dlatego chcę Cię przeprosić- łał, nikt nigdy tego nie robił. Nikt w życiu mnie
nie przepraszał, zawsze to była tylko i wyłącznie moja wina i to ja byłam ta
zła.- Chcę abyś dalej z nami pracowała i dochowała tajemnicy. To co dzisiaj
zostało powiedziane między nami niech pozostanie. Byłabym wdzięczna jeśli
pomożesz nam odnaleźć współpracownika Dallasa- powiedziała to w zupełnie inny
sposób jak gdyby z podziwem.- Zgadzasz się?- popatrzyłam to na Imogen to na
Roberta, który patrzyła na mnie z taką nadzieją, zresztą oboje patrzyli.
- Dobrze- odpowiedziałam po chwili
- Chcę abyś z kimś jeszcze porozmawiała- ruchem ręki pokazała tej
osobie koło drzwi aby podeszła, po chwili zobaczyłam własną matkę. Oczy miała
popuchnięte z płaczu, a na jej twarzy widoczny był smutek i zmartwienie-
Zostawimy was same- dokończyła Imogen, i wszyscy wyszli, zabierając ze sobą
kamień.
Zostałyśmy same, ja i moja matka. Popatrzyłam na nią miała na
sobie zwykłą ciemnozieloną bluzkę i dżinsy. Sylwetkę miała zgrabną, była niska
i drobna, tak samo jak ja. Oczy miała koloru szmaragdu, przez który przebijało
się tyle emocji. Aż ciężko było mi je odczytać. Włosy miała rude, tylko kilka
odcieni ciemniejszych ode mnie. Wyglądała jak starsza wersja mnie samej, to
było dziwne uczucie.
Chwile siedziałyśmy w ciszy przyglądając się sobie nawzajem. Po
chwili jednak odezwała się niepewnym głosem.
- Cześć, ko...- przerwała, widząc że nie za bardzo mi się to
podoba. Pewnie bała się że zareaguje tak samo jak w Nowym Jorku i miała rację,
bo nie miała najmniejszego prawa uznawać się za kogoś ważnego w moim życiu.
- Cześć- odpowiedziałam sucho. Była to zupełnie obca mi osoba.
- Poprosiłam Imogen- zaśmiała się smutno, innej osobie było by
pewnie żal na widok tej kobiety, ale nie mnie- i proszę cię nie uciekaj. Chcę
ci wszystko wyjaśnić, a później jeśli mi na to pozwolisz to chcę ci to
wynagrodzić.
- Co ty niby chcesz mi wynagrodzić, matko?- ostatnie słowo
wypowiedziałam z takim obrzydzeniem jak bym pluła jadem, widać było że zabolało
ją to i dobrze bo miało.
- Nikt nie powinien być tak traktowany- łzy płynęły z jej oczu,
tej kobiecie naprawdę było mnie żal. Ona chyba naprawdę się mną interesowała.
Pewnie zabolało ją wtedy gdy powiedziałam że nie mam rodziny.- Nikt nie powinien
tak ciebie traktować
- Ale traktował- stwierdziłam fakt- i to przez większość mojego
nędznego i bezużytecznego życia.
- Twoje życie nie jest bezużyteczne?- obruszyła się Jocelyn.
- Szkoda że tego nie stwierdziłaś jakieś szesnaście lat temu-
popatrzyłam jej twardo w oczy, zero emocji z mojej strony, nie chciałam żeby
myślała że mnie to cokolwiek rusza- jak zostawiłaś mnie samą.
- Musiałam- spuściła wzrok- inaczej zabiłby ciebie i mnie.
- Że niby kto taki?
- Valentine
- A to wolałaś zostawić mnie na jego pastwę, sorry na pastwę
Dallasa- oparłam się wygodniej o fotel- jak widzisz to nie było NIC TAKIEGO
- Skąd mogłam wiedzieć?- popatrzyła na mnie.- Nie wiedziałam że on
cię od niego wyśle, myślałam że zostawi cię w spokoju, że cię wychowa...
- A potem cudownie zjawisz się ty i stworzymy jedną wielką
szczęśliwą rodzinę- wcięłam jej się w słowo, nie potrzebnie, bo słowa te
oznaczały że miałam nadzieje na jej powrót.- Powiem tyle co za dużo, tego
świnie nie chcą.
- Przepraszam, chcę to wszystko naprawić.- duże krople jej łez
spadały na podłogę.
- Po co? Wrzuty sumienia spać ci nie dają, czy może zostałaś na
świecie sama?- przechyliłam głowę i jej się przyglądałam. Wyglądała tak
niewinnie że aż głupio mi było ją atakować, ale Dallas mnie zawsze uczył żeby
nigdy nie mieć skrupułów.
- Jesteś okrutna- z przykrością to stwierdziła Jocelyn.
- A jaka mam być? Co może mam skakać ze szczęścia że nie miałam
matki w najgorszych jak na razie chwilach swego życia.
Zamilkła. Łkała. Jakie to było ckliwe, ale patrząc na nią uświadomiłam
sobie, że ona chce być ze mną, a ja staje się tak sama jak Dallas, który w
podobny sposób traktował ludzi. Niszcząc ich.
- Nie było ciebie przy mnie- powiedziałam w końcu cicho kiedy już
wstawała i ruszała w stronę wyjścia, ale słysząc moje słowa znieruchomiała.-
Byłaś palona kiedyś topiona?- nie usłyszawszy odpowiedzi, kontynuowałam.- Przez
pierwsze dwie minuty jest nawet spoko, później jest coraz gorzej. Twoje płuca
domagają się tlenu, zaczynają cię palić. Jak by ktoś nalał ci szklankę benzyny do
ust i ją podpalił, powoli następuje utrata sił, z każdy ruch jaki wykonujesz
chcąc się ratować, sprawia ci ból, którego nie możesz znieść. A potem jak dyby
nigdy nic ręce wyciąga do ciebie Morfeusz, który poza twoim snem, pragnie
Twojej duszy, której oni nie chcą oddać bo chcą mieć ją dla siebie, bo po
chwili taką padniętą wyciągają ciebie na zewnątrz i czekają aż się ockniesz.
Biorą twoje ciało i ciągnął je całą drogę, aby na końcu wrzucić cię do celi jak
niepotrzebnego śmiecia.- Te słowa nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego,
nikt nigdy nie powinien ich usłyszeć- Śmiecia, którym jesteś. Śmiecia który
spóźnił się z misji tylko dwie minuty, bo nie mogli mu otworzyć portalu.
Nagle poczułam jak jej ręce mnie obejmują i mnie przytulają.
Początkowo walczyłam, ale im bardziej próbowałam się wyrwać tym mocniej mnie
trzymała, aż w końcu przestałam bo po co?
Kiedy mnie przytulała czułam bicie jej serca i krople łez spadają
na moją głowę. Głaskała moje włosy. Nie wiem dlaczego ale to że mnie przytulała
było czymś przyjemnym. Do tej pory jedyną osobą która mnie przytulała był
Magnus. Ale w jej objęciach było coś więcej czułam miłość? Czy ona mogła mnie
kochać?
Nie wiem jak długo trwałyśmy w tej pozycji, ale kiedy popatrzyłam
przez okno okazało się że już jest noc. Magnus się pewnie martwi.
- Przepraszam- powiedziałam, przerywając ciszę jaka trwała- ale
muszę już iść.
Wypuściła mnie z objęć i poczułam zimno. Znowu zakryłam swoje
emocje, nigdy ich nikomu nie okazywałam. Dziś było to pierwszy raz. Nie wiem,
nawet dlaczego to zrobiłam.
- Spotkamy się jeszcze?- zapytała z widoczną nadzieją.- Chcę ci to
wszystko wyjaśnić. Zasługujesz na to.
- Dobrze.- odpowiedziałam lakonicznie. Skierowałam się w stronę
drzwi. Przeszłam przez Grad bez problemu, bo widziałam jego plan budowy. Przed
wyjściem na zewnątrz narzuciłam kaptur na głowę. Bardziej z przyzwyczajenia niż
z zimna. Przechodząc przez Plac Główny Alicante widziałam mnóstwo rówieśników z
różnych stron świata, którzy rozmawiali i śmiali się. Po prostu żyli. To nie
tak że nie cieszyłam się z każdej minuty wolności. Cieszyłam się i to nawet
bardzo, ale nie potrafiłam tego okazać, nigdy nie miałam z czego się cieszyć.
Szłam krążąc uliczkami Alicante, podziwiając jego piękno. To miasto nocą było
jeszcze piękniejsze niż w dzień.
Plac był otoczony kolorowymi światełkami. A pomnik anioła
podświetlony. podobnie jak fontanny. Tylko że jak pomnik był oświecony na biało
tak fontanny przybierały różne kolory. Z domów wydobywały się dźwięki muzyki,
które mieszając się tworzyły szum, ale mnie to nie przeszkadzało, nawet mi się
to podobało. Było to coś zupełnie innego niż słuchanie spadających kropel.
Nim się obejrzałam znalazłam się przed domem mojej babci. Światło
w oknach się jeszcze świeciło, czyli Magnus był w środku. Weszłam do środka,
starając się zrobić to najciszej jak się da. Wiedziałam że jeśli Magnus mnie
złapie wygłosi mi kazanie. Nie żeby z złośliwości ale z troski. On traktował
mnie jak swoją siostrę, co czasami było
wręcz upierdliwe.
Nie usłyszał mnie, ale ja za to zdziwiłam się jak usłyszałam obcy
męski głos. Szybko narysowałam sobie runę Bezdźwięczności i skradałam się do
źródła dźwięku.
Znalazłam ich w salonie. To co tam zobaczyłam było dla mnie nie
małym zaskoczeniem.
Jak dobrze, że wróciłaś. Pojawi się następna część?
OdpowiedzUsuńJasne. Miałam trochę ciężki okres, ale teraz postanowiłam że będzie to odskocznia od nauki maturalnej :D Cały plan opowiadania ułożył mi się w głowie na nowo
UsuńTo dobrze. Uwielbiam twoje opowiadanie i czekam na następny.
Usuń